Wielkopolskie/ NFZ: mniej zawałów w regionie w 2020 r.

Ok. 15 proc. mniej zawałów niż rok wcześniej odnotowano w Wielkopolsce przez pierwsze 11 miesięcy 2020 roku – poinformował NFZ. Powodem takiego stanu może być m.in spowodowana pandemią koronawirusa zmiana trybu życia, ale też strach przed zakażeniem w szpitalu.

NFZ i lekarze apelują, by w razie objawów zawału nie czekać i natychmiast zwrócić się po pomoc. Jak podkreśliła dyrektor Wielkopolskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ Agnieszka Pachciarz, ze strachu przed koronawirusem nie warto ryzykować swojego życia.

"Im szybciej pacjent dotrze do szpitala, tym ma większe szanse na powrót do pełni zdrowia - szczególnie w przypadku zawałów. Dlatego tak ważne jest, by nie zwlekać z wezwaniem pomocy" – powiedziała.

Rzeczniczka WOW NFZ Marta Żbikowska-Cieśla poinformowała, że porównując okresy od stycznia do końca listopada w 2019 i 2020 r. widać spadek liczby hospitalizacji i odnotowywanych zawałów. O ile 2019 r. było przeszło 5,8 tys. przypadków, w 2020 r. było ich ponad 4,9 tys. Zaznaczyła przy tym, że spadek nie jest tak duży, jak przepowiadali niektórzy eksperci.

"Miesiące, w których zdiagnozowano w tym roku więcej zawałów niż rok temu to luty oraz czerwiec. Znacząco mniej hospitalizacji było z kolei w marcu i kwietniu, czyli w okresie początku pierwszej fali epidemii COVID-19 w Polsce. Widoczny także później spadek mógł więc mieć związek m.in. ze zmianą trybu pracy na zdalny, a co za tym idzie – wykonywaniem obowiązków z domu i ogólnym spowolnieniem życia" – podała rzeczniczka.

Jak dodała, w następnych miesiącach notowano średnio o kilkadziesiąt osób mniej, w porównaniu z 2019 r., u których zdiagnozowano zawał. Tak było aż do momentu początku drugiej fali epidemii, gdy spadek znów był znaczący.

"W październiku tego roku doszło do 420 hospitalizacji zawałowych przy 583 w ubiegłym roku, a w listopadzie stosunek ten wynosił 362 do 524. Był to miesiąc, kiedy druga fala pandemii spowodowała wzrost zakażeń koronawirusem i wprowadzenie nowych związanych z tym obostrzeń, w tym zalecenia korzystania z pracy zdalnej" – powiedziała Żbikowska-Cieśla.

Według ekspertów, najpoważniejszym problemem ostatnich miesięcy mogło być zbyt długie zwlekanie z wezwaniem pomocy. Tymczasem im szybciej ona przybędzie, tym większa szansa odzyskania zdrowia.

"Głównym objawem zawału serca jest ból w klatce piersiowej, najczęściej umiejscowiony za mostkiem. Często promieniuje do lewej ręki, czasami do obu rąk, do żuchwy, między łopatki. Czasami, szczególnie u kobiet, ból może być umiejscowiony po lewej stronie klatki piersiowej lub w nadbrzuszu. Ból zwykle jest bardzo silny, piekący, dławiący, ściskający" – powiedziała cytowana w komunikacie WOW NFZ prof. Tatiana Mularek-Kubzdela, konsultant wojewódzki w dziedzinie kardiologii.

Dodatkowo bólowi może towarzyszyć osłabienie, zawroty głowy, omdlenia, nudności, wymioty, kołatanie serca lub nagła duszność. Chory może odczuwać strach przed śmiercią, a ból trwa dłużej niż 20 minut, stopniowo narasta i nie ustępuje po podaniu pod język nitrogliceryny.

Jak podkreśliła prof. Mularek-Kubzdela opisane objawy zawsze powinny budzić niepokój i trzeba w takiej sytuacji wzywać karetkę pogotowia.

"W obecnej sytuacji pandemii choroby COVID-19 wielu chorych nie chce wzywać pogotowia z obawy przed zakażeniem w szpitalu. Trzeba pamiętać jednak o tym, że nieleczony zawał serca jest często chorobą śmiertelną" - podkreśliła.

Kierownik Kliniki Kardiologii w Szpitalu Klinicznym Przemienienia Pańskiego UMP w Poznaniu prof. Marek Lesiak podkreślił z kolei, że oddziały szpitalne "są najczęściej miejscami bezpiecznymi dla chorych". "Przed przyjęciem do szpitala chorzy mają wykonywane testy na COVID-19, stosuje się izolację, dystans, maseczki, odkażanie" - zapewnił.

Jak dodał, pacjenci o wiele bardziej narażają życie zwlekając z wezwaniem pogotowia przy podejrzeniu zawału serca, niż zgłaszając się do szpitala. (PAP)

Autor: Rafał Pogrzebny

rpo/ mhr/



Opublikowano: 2021-01-04 18:33

Uwaga! Artykuł pochodzi z portalu internetowego Serwis Naukowy PAP.